CIENIE ŻYCIA
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
Sala była pełna ludzi. Nie zabrakło także reporterów z kamerami. Było duszno, gwarno i nie było wolnego miejsca. Moje myśli biegały jak szalone ze strachu i niepewności co będzie za parę godzin. Sędzia grzmiał jak grom z jasnego nieba. Dla mnie to on pozwolił sobie wejść dosłownie na głowę, bo tak zachowują się przekupki na bazarze. Ale niech sobie radzi, skoro pozwolił na takie coś. W końcu po paru minutach wszystko ucichło i toczyła się rozprawa, z której praktycznie nic nie pamiętam. W głowie miałam tylko jedną myśl, żeby Paweł wrócił do domu. W końcu zapadł wyrok końcowy. Skoro to był bełkot, który w moich uszach nic nie znaczył, to przestałam słuchać, tylko na koniec zapytałam adwokata, czy Paweł idzie do domu? Popatrzył na mnie jak na wariata, może i tak wyglądałam, ale powiedział mi, że Paweł jest wolny, dostał w zawieszeniu coś tam, i coś tam do płacenia. Podeszłam do Pawła i wtuliłam się w niego. Flesze błysnęły mi w oczy. Zasłoniłam się, bo poczułam, że ślepnę. Wzięłam Pawła za rękę i wyszliśmy pośpiesznie z tego kłębowiska ludzi, którzy mieli ochotę na rozmowę z nami, ale ja nie pozwoliłam już męczyć Pawła. Dosyć, wystarczy nam do końca życia. W samochodzie poczułam ulgę, cisza, w końcu cisza. Jedziemy kochanie do domu, powiedział Paweł i uśmiechnął się do mnie. Teraz musi z nas zejść powietrze, czyli musimy się wyciszyć. Kiedy dotarliśmy do domu, było już po obiedzie. Ale musimy zjeść coś, tylko nie chciało nam się brać za gotowanie. W końcu należy nam się jakiś konkretny lokal, w którym zjemy coś, co inni nam ugotują. Więc przebrani w inne ciuszki, ruszyliśmy do restauracji, w której Paweł zamówił stolik. Do nas dołączyli Grześ i Anka. To co, świętujemy twoją wolność Paweł, powiedział Grześ, kiedy uniósł w górę lampkę z winem. Oj tak, powiedział Paweł, mam nadzieję, że więcej życie nie będzie nam serwować takich niespodzianek. Już na pewno nie pozwolę Ince samej wracać po nocy do domu, powiedział Paweł i ze smakiem upił trochę wina. Cała nasza czwórka bawiła się do późnego wieczora. Kiedy kelnerzy z niecierpliwością krzątali się po sali, postanowiliśmy nie utrudniać im pracy i poszliśmy do domu. W domu z błogością poszłam pod prysznic, potem Paweł jeszcze trochę marudził, że jak to dobrze być w domu, a w końcu pomęczeni zasnęliśmy wtuleni w siebie. Ranek obudził nas promieniami słońca. Wolny dzień warto wykorzystać na spacery. Po śniadaniu, wyruszyliśmy do miasta. Trochę zakupów, łażenia bez celu po sklepach i ulicach, dobrze nam zrobiło. W końcu Paweł zapytał, Inka, kochanie, a może wyjedziemy gdzieś na trochę? A co z pracą skarbie, zapytałam? Nie martwmy się pracą, zawsze możemy zmienić, nie musimy tak kurczowo trzymać się tych co mamy. Dobrze kochanie, powiedziałam, mi się marzy Afryka, safari. To co, szykujemy się na urlop, zapytał Paweł? Tak kochanie, powiedziałam, robimy sobie urlop. I wtuleni w siebie, wracaliśmy do domu pełni nadziei i radości.