TO TYLKO PRZYJAŹŃ
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Inka, proszę cię, przestań w końcu nosić te czarne ubrania. W głosie Grześka wyczułam troskę, a jednocześnie złość, jakbym robiła coś złego. A mi jest trudno po prostu pogodzić się ze śmiercią Pawła. Trzymałam się do czasu, kiedy Grzesiek już stanął na nogach, wtedy ja się posypałam. Wiem, że to może i głupie, ale czułam się też winna.
Inka, zabiorę cię dzisiaj na wycieczkę, powiedział Paweł kiedy wrócił z pracy. A ja swoim zwyczajem stawiałam na stole obiad. Zdejmij to z siebie, prawie krzyczał do mnie, zrozum, że tym nic nie zmienisz. Zobaczysz, powyrzucam ci te wszystkie kiecki, nie mogę patrzeć jak się zadręczasz.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, faktycznie sporo czasu upłynęło kiedy to żona Grześka, Anka, zginęła w wypadku razem z moim Pawłem, tylko Grzesiek wyszedł z tego wypadku żywo, choć długo walczył w szpitalu o życie. Kiedy już zjedliśmy obiad, Grzesiek pozmywał naczynia i powiedział, że mam się ubrać w coś kolorowego i wyruszamy na wycieczkę.
W kolorowego? Czarny to też kolor, przemknęło mi przez myśl. Ale otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać swoje rzeczy. Sporo tego, kupowałam to wszystko albo a Anką albo z Pawłem. To wszystko mnie dobijało. Tęskniłam za nimi, brakowało mi ich każdego dnia. Co zrobić, żeby przestało boleć? Grzesiek wszedł do pokoju, a ja ciągle stałam przy otwartej szafie nie mogąc się zdecydować co mam na siebie włożyć.
Grzesiek przerzucił parę wieszaków i wybrał sukienkę kolorową, wesołą, taką, jaką wkłada dziewczyna kiedy biegnie na spotkanie z ukochanym. Nie przesadzasz, zapytałam? Inka, proszę cię, jest już wiosna, pięknie na dworze, jedziemy sobie na wycieczkę, nie mogę patrzeć na twoje cierpienie. No chodź, przytul się. Grzesiek objął mnie ramieniem i pozwolił się wypłakać, a potem stanowczym głosem powiedział; wkładaj tę kieckę a ja idę wyprowadzić samochód z garażu.
Długo się nie zastanawiałam, żeby nie zacząć znowu płakać, wskoczyłam w sukienkę jaką wybrał mi Grzesiek, lekko się podmalowałam, wybrałam buty i poczułam się o wiele lepiej. Jeszcze tylko trochę perfum nałożę na siebie, torebka i w drogę, ale jeszcze pojedziemy położyć kwiaty na grobach.
Od śmierci naszych współmałżonków razem z Grześkiem wspieramy się i nie wyobrażam sobie inaczej. Jakby on zechciał teraz układać sobie życie osobno, to zapewne bym nie dała rady. Tak samo Grześ, potrzebował mnie a ja byłam cały czas przy nim.
Teraz już prawie rok, a my ciągle się wspieramy i żadne z nas nie pomyślało, że może być inna opcja.
Usiadłam w samochodzie i powiedziałam; jedziemy na cmentarz, kupimy kwiaty a potem na wycieczkę, dobrze? No dobrze, powiedział Grzesiek, co ja mam z tobą za krzyż pański. Grześ, chyba nie zapominasz o Ani, zapytałam? Inka, co ci też przyszło do głowy, jakie zapominasz? Ciągle myślę o niej, tylko, że życie toczy się dalej, jakbym ja też się teraz załamywał, to byśmy sobie nie dali rady.
Racja, ktoś kogoś musi wspierać, odparłam. A co będzie jak już oboje będziemy umieli sobie z tym radzić, pójdziesz mieszkać do siebie, zapytałam? Nie wiem Inka, na razie jest dobrze, bez ciebie nie dałbym rady. To tak jak ja Grześ. Zobacz jak to jest, tyle było zgrzytów między nami, a teraz bez siebie nie umiemy żyć, jak to jest? Połączył nas ten sam smutek, oboje straciliśmy współmałżonków w tym samym czasie, odparł Grzesiek.
Kupiliśmy kwiaty, położyliśmy na grobach, trochę sobie pochlipałam i Grzesiek zaciągnął mnie do samochodu. Dosyć tego płaczu, powiedział, jedziemy do lasu, trochę złapiesz ciszy i spokoju.