• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

WIERSZE

Strony

  • Strona główna
  • Życie w pigułce 1
  • Życie w pigułce 2
  • Życie w pigułce 3
  • Księga gości

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 31 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 01 02 03 04 05 06

Kategorie postów

  • proza, poezja (1)

Archiwum

  • Lipiec 2021
  • Czerwiec 2021
  • Maj 2021
  • Kwiecień 2021
  • Marzec 2021
  • Luty 2021
  • Styczeń 2021
  • Grudzień 2020
  • Listopad 2020
  • Październik 2020
  • Wrzesień 2020
  • Sierpień 2020
  • Lipiec 2020
  • Czerwiec 2020
  • Maj 2020
  • Kwiecień 2020
  • Marzec 2020
  • Luty 2020
  • Styczeń 2020
  • Grudzień 2019
  • Listopad 2019
  • Październik 2019
  • Wrzesień 2019
  • Sierpień 2019
  • Lipiec 2019
  • Czerwiec 2019
  • Maj 2019

Najnowsze wpisy, strona 47

< 1 2 ... 46 47 48 49 50 ... 62 63 >

PRZYGODA W RELIGIĄ

ROZDZIAŁ PIĄTY
 
Każdy dzień był dla mnie taki sam. Rano zakupy, śniadanie i służba. Po obiedzie czytanie publikacji, Biblii i przygotowania do dnia następnego. I tak toczyło się moje życie. Ale przecież oprócz tego, że jestem Świadkiem Jehowy, jestem też i kobietą, dlatego pomyślałam i o swoich potrzebach życiowych, to znaczy szukaniem partnera.
I tu nastąpiło moje ogromne rozczarowanie. Wprawdzie bracia widzieli we mnie wspaniałą siostrę, ale nie kobietę. Jak zdążyłam z czasem się zorientować, wybór mieli spory, ponieważ więcej jest kobiet w tej organizacji. Poczułam się strasznie. Usłyszałam też przykre słowa pod moim adresem. Przestałam o sobie myśleć jak o kobiecie, tylko jak o kimś, kto ma być posłuszny i służyć Jehowie bez szemrania i narzekania.
Jak mówili starsi w zborze, ze wszystkim trzeba czekać na Jehowę. Mówili też, że jeśli czegoś potrzebujesz, powiedz o tym Jehowie. Mówiłam, i to bardzo dużo i długo, i nic. Jakiś ten Jehowa głuchy na moje modlitwy czy co?
Swoimi wątpliwościami podzieliłam się z jedną siostrą. To co od niej usłyszałam, wprawiło mnie w osłupienie; po co ci chłop w domu, to tylko kłopot, powiedziała. Tak, zapytałam, to dlaczego masz rodzinę? Masz swojego męża i się wymądrzasz, po prostu nie wytrzymałam nerwowo. 
Więcej nie rozmawiałam z nikim na ten temat. A jak poznałam bliżej jakiegoś brata, to się szybko wycofywał, poznając młodszą, zgrabniejszą siostrę. Czułam się fatalnie, ale nikomu nic nie mówiłam. Bo przecież nikt nie rozumiał co ja czuję.
Pochłaniała mnie służba i praca dla Jehowy - tak przynajmniej  w tym czasie myślałam.
W zborze zaczęto mówić o budowie Sali Królestwa. Przydałaby się, na pewno, bo nie mieliśmy ładnej sali. I pewnej jesieni, we wrześniu, ruszyła budowa. Był to okres wytężonej pracy. W mieszkaniach kwaterowali bracia i siostry z ekipy budowlanej. Moje mieszkanie też zamieniło się w hotel. Miałam po sześć, osiem osób każdego dnia przez trzy miesiące. Bracia po ciężkiej pracy zasiadali przed telewizorem, chcieli oglądać mecze, a ja wyprowadzałam się z domu, do pokoju, który mam na zewnątrz mieszkania. Tak było lepiej. Nie cierpię alkoholu, a oni chcieli wypić sobie piwo. Dobrze, że Kaśka mnie o tym uprzedziła, i że bracia nie upijali się, bo bym ich wyrzuciła z mieszkania. 
Każdego ranka szłam trzy kilometry na salę do kuchni. Gotowaliśmy trzy posiłki a oprócz tego piekliśmy ciasta. I tu pokazały się charakterki. Siostry zaczęły się między sobą żreć, bracia nie lepsi. Jakież było moje zdziwienie kiedy i mi się dostało, ponieważ zginęła jedna kiełbasa i trzeba było ją znaleźć. Masakra jakie głupie powody miały siostry do kłótni. Nie wiadomo do dzisiaj gdzie podziała się kiełbasa.
Początkiem grudnia zachorowałam na tej budowie na zapalenie płuc. Zatem końcówka budowy obyła się bez mojego udziału. A ponieważ wszyscy byli zajęci budową, dlatego ja musiałam sobie sama radzić w chorobie. W pewnym momencie nie wytrzymałam i z żalu wypłakałam się przed Jehową.
Kiedy już sala była gotowa, pierwsze zebranie było z udziałem całej ekipy.
I coś, co mnie zszokowało, utkwiło mi w umyśle do dzisiaj. Kiedy brat mówił modlitwę, zaznaczył, że sala nie jest naszą własnością, tylko Jehowy i dlatego idzie w posiadanie Ciała Kierowniczego w Stanach. Jak to, zapytałam brata, który siedział przy mnie, to jest czyjaś własność ta nasza sala?
Tak, powiedział, my tylko ją będziemy używać do wielbienia Jehowy. Szok był okropny, to już jest ich własnością? Nie mogłam tego objąć umysłem. Coś co zbudowaliśmy swoimi rękami, coś co jest na Polskiej ziemi jest własnością Ciała Kierowniczego w Stanach?
Lenka, powiedział brat, zostaw ten temat, bo się pogubisz. Ja już się pogubiłam, odparłam.
16 września 2019   Dodaj komentarz

PRZYGODA W RELIGIĄ

ROZDZIAŁ CZWARTY
 
Lot miałam spokojny. Kiedy wylądowaliśmy w Berlinie, stanęłam na płycie lotniska, to jakbym już była w domu. Zupełnie inna pogoda. Dziękuję Jehowo, powiedziałam w myślach, jestem już blisko domu. Teraz Kaśka odebrała mnie z lotniska i godzinka czasu jestem w Polsce, w swoim mieszkanku. Jaka ulga, bo bardzo tęskniłam za tym miejscem, bądź co bądź prawie pięćdziesiąt lat  przeżyłam w tym moim mieszkanku. Tu wychowałam dzieci, tu przeżywałam swoje nieudane małżeństwo, tu miałam jeszcze przy sobie rodziców, tu też uczyłam się religii Świadków Jehowy, która w chwili obecnej kształtuje mój sposób myślenia, i podporządkowania się Bogu, jak na tę chwilę myślałam.  A że zmienię z czasem swój sposób myślenia, tego nie przewidziałam, ale to z czasem wszystko wyszło. Teraz był moment, kiedy cieszyłam się na kurs pionierski.
Wyjazd ten przeżywałam, bo muszę znowu wyjeżdżać ze swojego domu na dłuższy czas. Kto był na takim kursie to wie, ile daje on radości. Jakoś tak jest organizm zaprogramowany, że skupia się tylko i wyłącznie na tym, co ma do przerobienia materiału ma ten moment.
Dostałam książkę, dostałam przydział kwatery. Nie znałam w ogóle braci, ale tak się dzieje u Świadków Jehowy, że szybko złapią kontakt i traktują się w taki sposób jakby znali się od zawsze. Łączy ich wiara w Jehowę Boga, a co za tym idzie wiara we wszystkie doktryny jakie serwuje im tak zwane Ciało Kierownicze. Teraz na samą tę nazwę skręca mnie w dołku, ale wówczas wpatrzona byłam w tych siedmiu panów jak katolik w obrazek. Bracia godnie wszystko zorganizowali, wykłady, dyskusje były ciekawe, pełne dobrych przykładów. Wszystko oparte na Biblii. A ja grzecznie łykałam każde słowo jak przysłowiowy pelikan. Mieliśmy w południe zawsze obiady. Siostry ze zborów bardzo się starały żeby niczego nam nie brakowało. Po prostu stworzony był dla nas raj duchowy - tak się czuliśmy. Mieliśmy tylko się uczyć, co skwapliwie robiliśmy, by potem być w terenie bardziej przydatni.
Byłam w siódmym niebie. Moja gospodyni też się bardzo starała. Zawsze miałam na kolację coś gorącego, a gospodarz pilnował żebym miała lody, kiedy on chciał oglądnąć wiadomości w telewizorze. Bo na kwaterze też się uczyłam, i to często do późnej nocy. Nauka mnie pochłaniała, a ja byłam chyba najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Ostatni dzień był jakimś dziwnym dniem. Raptem sala opustoszała. Zrobiło się smutno. Każdy z nas wyruszył do swojego domu i do swojego zboru. Siedziałam w samochodzie i płakałam, tak trudno było mi się z nimi rozstawać.
W domu postawiłam torbę w przedpokoju, usiadłam w fotelu i zaczęłam się modlić. Jehowo, daj mi siły do tego, żebym godziła wszystkie sprawy duchowe z moimi emocjami, żebym się nie rozsypała. Położyłam się na wersalce i zasnęłam.
W końcu powoli zaczęłam łapać równowagę psychiczną. Za dużo emocji jak na mnie, pomyślałam, muszę wejść na tory pionierskie i będzie dobrze.
Zebranie po kursie było bardzo fajne, każdy chciał ze mną pogadać, dowiedzieć się jak było, ile z tego kursu wyniosłam i kiedy się umówię do służby. Ja oczywiście z chęcią się umawiałam, w końcu jestem pionierką, więc służba dla mnie to podstawa.
Pierwszy wywiad po kursie mnie samą zaskoczył. Niczego nie potrzebowałam, żadnej karteczki, pomocy, niczego, po prostu poszłam i odpowiadałam na pytania z tak zwanego marszu. Oczywiście przypisałam tę chwilową zdolność Jehowie, bo przecież człowiek sam z siebie nie jest zdolny do takiego wyczynu. Co za programowanie!
15 września 2019   Komentarze (1)

PRZYGODA W RELIGIĄ

ROZDZIAŁ TRZECI
 
No i znalazłam się w Anglii. Co za widoki, gdzie mnie tu przywiozłeś? Patrzyłam z okna samochodu, kiedy już jechaliśmy z lotniska do domu. To co zobaczyłam, przeraziło mnie. Z wysokości miasta wyglądały jak obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Wszystkie domy do siebie podobne, zbudowane w formie baraków. Ponure, bezbarwne miasteczka, ciągle zachmurzone i deszcz był prawie codziennie. Mieszkanko małe, jak na rodzinę. Byłam przerażona, jak ja tu wytrzymam trzy miesiące? Wnuk niesforny, roszczeniowy, i ja mam się nim zajmować? W domu zimno, jak dla mnie, chociaż nie marznę szybko to jednak latem się tutaj przeziębiłam i cały czas byłam chora, dopiero po powrocie do Polski doszłam do siebie. Byłam w terenie, gdzie były wysokie góry i pagórki, dlatego też albo się szło z góry, albo pod górę, innej opcji nie było.
Teraz trzeba było poszukać kontaktu do zboru, a z tym był problem, ponieważ nie znałam języka angielskiego. Udało się, Janka, jedyny Świadek Jehowy w tym miasteczku, zaopiekowała się mną. Przyprowadziła ze sobą starszego zboru, który z ciekawością obejrzał sobie moje zaproszenie na kurs pionierski i teraz miałam dobrą opiekę ze strony starszych tego zboru. Wozili mnie na zebrania i przywozili pod sam dom, chodziłam do służby, chociaż nic a nic nie mówiłam, bo nie umiałam się nauczyć wstępów. Tylko "dzień dobry, do widzenia, proszę, dziękuję". W tym terenie głosiło się tylko w grupach, i to pod nadzorem. Podchodziły siostry pod drzwi a cała grupa stała parę kroków dalej. Potem następna para do drugich drzwi i tak cała służba przebiegała. Czułam się bardzo dobrze, teraz wiem, że to z tej przyczyny, że byłam pionierką pełnoczasową. Zanim grupa wyruszała do służby była wspólna kawa i rozmowy, potem zbiórkę krótką brat przeprowadzał i do dzieła.
Ale Janka była taka uciążliwa, że cały czas była u mnie. Jak tylko kończyła pracę, zaraz przyjeżdżała do mnie. Po pewnym czasie powiedziała, że zakochała się we mnie. Szok! Co ty wygadujesz? Nie mogłam uwierzyć. Kiedy się już wypłakała, kazałam jej wyjść i nie przychodzić więcej.
Trudny to był czas dla mnie w tej Anglii, bo bardzo tęskniłam za domem. 
Poznałam też bardzo fajną siostrę i jej męża. On gburowaty, ale uczynny, ona wesoła, energiczna, bardzo mi się z nią dobrze i dlatego dostałyśmy punkt do zrobienia, i musiałam nauczyć się go na pamięć po angielsku. Nauczyłam się. Ileż było radości kiedy mnie brat pochwalił. Dzisiaj siostra ta jest już poza zborem. Nie wiem czy jest szczęśliwa czy nie, ale musiała zobaczyć coś, czego ja wówczas nie widziałam.
W końcu przyszedł czas na powrót do Polski. Cieszyłam się jak dziecko.
15 września 2019   Dodaj komentarz

PRZYGODA W RELIGIĄ

ROZDZIAŁ DRUGI
 
Następnego dnia z samego rana wstałam ochoczo, jestem już Świadkiem Jehowy, zatem i mam obowiązki z tym związane. Kiedy już zjadłam śniadanie, żarliwie modląc się przed jedzeniem do Jehowy, wzięłam książkę "Prowadzenie rozmów na podstawie Pism". Zaczęłam zapoznawać się z różnymi sytuacjami jakie mogą mnie spotkać na terenie. Dobra książka, pomyślałam, daje mi wskazówki jak prowadzić rozmowy. Bez tych pomocy byłoby mi ciężko. Dobrze, przemknęło mi przez myśl, muszę wziąć Strażnice, Przebudźcie się i broszury. Co jeszcze? Aha, "Czego naprawdę uczy Biblia", może będzie mi potrzebna. A poza tym Biblia, nasza Biblia, bo jest w wielu miejscach imię prawdziwego Boga, bo przecież katolicy pousuwali z Biblii imię Boże. Czego oni się boją, pomyślałam, przecież to imię Boże, Jehowa, a oni zastąpili je zwrotem Pan. Dziwni są ci katolicy, dlatego idziemy do nich, może uda się wyrwać ich z rąk fałszywej religii, a co za tym idzie, z rąk Szatana? 
Tak rozmyślając usłyszałam dzwonek domofonu. No tak, pomyślałam, już Grażka jest, zatem ruszamy na mój teren. Wejdź na górę, powiedziałam do domofonu, za chwilę już była. Muszę do toalety, zakomunikowała mi. Jak zawsze musiała zaliczyć wszystkie możliwe ubikacje, zamiast iść z tą przypadłością do lekarza, ale nie moja to sprawa. Po drodze Grażka opowiedziała mi kilka doświadczeń z terenu. Bo widzisz Lenka, zaczęła, teraz to jest dobrze, ale jak ja pamiętam to nie było tak fajnie. Mnie jeden facet oblał pomyjami, ciągnęła swoje opowieści. A kiedyś inny facet złapał mnie za rękę, wciągnął do mieszkania, a Helena została na korytarzu.  Dobrze, że waliła w drzwi, a ja walczyłam w chłopem, aż w końcu ktoś otworzył drzwi, to był jego syn. Nie chciałam takich ponurych rzeczy słyszeć, dlatego poprosiłam, żeby przestała.
Służba przebiegła dość spokojnie, bez żadnych incydentów, tylko że ja nie byłam jeszcze wprawiona a Grażka do delikatnych nie należała, dlatego doprowadziła mnie do łez, i w ten sposób pokazała, że niewiele w służbie umiem i dlatego mam się nie odzywać.
Nie było to miłe. Do domu wróciłam i zaczęłam się modlić, przecież miało być tak cudnie, a tu już pierwszego dnia ja w służbie płaczę? Oj, chyba nie jestem wiele przydatna, pomyślałam, a serce mi się krajało z bólu. Nie tak miało być.
Ale musiałam teraz zająć się swoimi sprawami domowymi. Włączyłam Pieśni Królestwa i pośpiewałam sobie, co mnie wprawiło w dobry nastrój. Tylko modlić się do Jehowy, śpiewać pieśni i już jest o wiele lepiej, pomyślałam, Jehowa jak widać mnie wspiera.
Byłam o tym przekonana, dlatego modliłam się wszędzie i przy byle okazji. Czy to było w mieście, kiedy szłam ulicą, czy w sklepie na zakupach, w kolejce na poczcie, sprzątając, gotując zawsze szeptałam coś w swoim sercu do Jehowy. Wydawało mi się, że mam dobrą więź z Bogiem, i że Jehowa mi błogosławi, mimo różnych przeciwności. 
Byłam przecież w raju duchowym, tak mi się przynajmniej wydawało. W zborze czułam się cudownie, każdy był dla mnie jeszcze miły, fajnie się dogadywałam i rozwijając swoje umiejętności poszerzałam służbę aż zostałam pionierem stałym.
Kiedy dostałam zaproszenie na Kurs Pionierski musiałam wyjechać na kilka tygodni z Polski. Ale solennie przyrzekłam, że na kurs będę z powrotem. Znalazłam się w Anglii.
15 września 2019   Dodaj komentarz

PRZYGODA W RELIGIĄ

ROZDZIAŁ PIERWSZY
 
Kurka, która godzina, pomyślałam, kiedy zerwałam się na równe nogi o świcie. Przecież muszę się szykować do wyjazdu, przemknęło mi przez myśl. Kiedy jak kiedy, ale dzisiaj muszę być punktualna. Wyjeżdżamy samochodem o godzinie siódmej, więc szybko pod prysznic; zdyscyplinowałam sama siebie. Dzisiaj dla mnie jest wyjątkowy dzień. W końcu po paru latach studium Biblii, zostanę Świadkiem Jehowy. Radość rozpierała moje serce. Będę tak jak inni Świadkowie Jehowy utożsamiana z tą religią, będę dumnie zanosić do ludzi dobrą nowinę o Królestwie Bożym. Chociaż byłam nie wyspana to mimo wszystko nuciłam sobie jakąś Pieśń Królestwa  ku chwale Jehowy. 
Sygnał telefonu wyrwał mnie z zadumy. Schodź już na dół, usłyszałam, mam nadzieję, że jesteś gotowa? Kaśka wesoło krzyczała mi do ucha. Pewnie, że jestem, odparłam. Wzięłam torbę z prowiantem, torebkę z Biblią, śpiewnikiem, zeszyt, żeby robić notatki, długopisy oczywiście też, i Strażnicę.
Wesoło zbiegłam po schodach, wsiadłam do samochodu, przywitałam się z Kaśką i Leszkiem i w drogę. Lenka, odezwała się Kaśka, będziesz spała? Spać, coś ty, ja przecież jestem cała w euforii, gdzie mi myśleć o spaniu teraz. Wiesz Kasiu, dla mnie już sam wyjazd  do Stęszewa to już wycieczka.
Zaczęłam śpiewać Pieśń Królestwa, tak dla wprawy. Kaśka śpiewaj, zachęcałam. Lenka, daj spokój, gardło mnie boli, pośpiewamy już na miejscu, odparła Kaśka.
Kiedy jechaliśmy widać było bardzo dużo braci i sióstr, którzy już czekali na samochody w umówionych miejscach. Kaśka, krzyczałam, zobacz ilu ich jest? To jeszcze nic, powiedział Leszek, zobaczysz na miejscu. Lenka, musisz się nastawić, że tam będzie głośno, powiedziała Kaśka, bracia będą w kafeterii jedli śniadanie, a w przerwie będą też jedli to, co przywieźli ze sobą na obiad. Będzie trudno, odpowiedziałam, ale mam nadzieję, że dam radę. Byłam po ciężkiej chorobie i bardzo potrzebowałam ciszy i spokoju, a gwar czy krzyki działały na mnie ujemnie. Ale cóż, najwyżej wyjdę na dwór, pomyślałam.
W pewnym momencie zobaczyłam napis Stęszew. Już jesteśmy na miejscu, stwierdziłam. Nie Lenka, jedziemy do wioski, która nazywa się Łódź, to jest parę kilometrów jeszcze za Stęszewem, powiedział  Leszek. Przecież na zebraniu mówili, że jedziemy do Stęszewa? Nie dawałam za wygraną. Tak się po prostu przyjęło mówić, ze względu na to, że owa Łódź jest małą miejscowością i trudno ją skojarzyć. Aha, rozumiem, odparłam Leszkowi.
W końcu wjechaliśmy na teren Świadków Jehowy. Piękny budynek, wokoło cudnie, istny raj na ziemi, pomyślałam. Byłam oszołomiona tym wszystkim. Kiedy weszliśmy na Salę, gwar przygniótł mnie dosłownie do krzesła. Miałam wrażenie, że nic nie słyszę tylko ten jazgot. W końcu Kaśka zaciągnęła mnie do kafeterii żebym zjadła śniadanie, a ja byłam przerażona tym hukiem, dosłownie hukiem, jakby wystrzał z tysiąca gardeł.
Nie miałam gdzie się ukryć przed tym gwarem, dlatego cierpiałam w sobie, nie okazując tego Kasi, która troskliwie się mną zajmowała.
W końcu przyszedł czas na program, i mogłam odczuć ulgę, bo wszyscy się już pozamykali i grzecznie słuchali programu, jaki przygotował dla nas Niewolnik Wierny i Roztropny. Słuchałam, robiłam notatki, żeby już w domu sobie przeanalizować.
Zaraz będzie wykład dla tych co dzisiaj idą do chrztu, powiedziała do mnie Kaśka, chodź, usiądziemy w pierwszym rzędzie przed sceną. Za chwilę brat poprosił, żebyśmy wysłuchali wykładu. Wprawdzie nic nie pamiętam z tego wykładu, ale wykład był na sto procent. Potem brat kazał wstać i odpowiedzieć nam na dwa pytania do chrztu; czy oddałam się w modlitwie Jehowie oraz pytanie czy utożsamiam się ze Świadkami Jehowy. Nie zwracałam uwagi na treść pytań tylko grzecznie powiedziałam dwa razy "tak". Lenka, teraz pójdziesz za bratem na zaplecze, powiedziała Kaśka.
Brat zaprowadził nas do pomieszczenia na zapleczu, gdzie przebrałyśmy się w stroje do zanurzenia. Poszłam pierwsza. Dwóch braci zanurzyło mnie w basenie i od tej chwili stałam się członkiem Organizacji Świadków Jehowy.
14 września 2019   Dodaj komentarz
< 1 2 ... 46 47 48 49 50 ... 62 63 >
Halszka70 | Blogi