PRZYGODA W RELIGIĄ
ROZDZIAŁ PIĄTY
Każdy dzień był dla mnie taki sam. Rano zakupy, śniadanie i służba. Po obiedzie czytanie publikacji, Biblii i przygotowania do dnia następnego. I tak toczyło się moje życie. Ale przecież oprócz tego, że jestem Świadkiem Jehowy, jestem też i kobietą, dlatego pomyślałam i o swoich potrzebach życiowych, to znaczy szukaniem partnera.
I tu nastąpiło moje ogromne rozczarowanie. Wprawdzie bracia widzieli we mnie wspaniałą siostrę, ale nie kobietę. Jak zdążyłam z czasem się zorientować, wybór mieli spory, ponieważ więcej jest kobiet w tej organizacji. Poczułam się strasznie. Usłyszałam też przykre słowa pod moim adresem. Przestałam o sobie myśleć jak o kobiecie, tylko jak o kimś, kto ma być posłuszny i służyć Jehowie bez szemrania i narzekania.
Jak mówili starsi w zborze, ze wszystkim trzeba czekać na Jehowę. Mówili też, że jeśli czegoś potrzebujesz, powiedz o tym Jehowie. Mówiłam, i to bardzo dużo i długo, i nic. Jakiś ten Jehowa głuchy na moje modlitwy czy co?
Swoimi wątpliwościami podzieliłam się z jedną siostrą. To co od niej usłyszałam, wprawiło mnie w osłupienie; po co ci chłop w domu, to tylko kłopot, powiedziała. Tak, zapytałam, to dlaczego masz rodzinę? Masz swojego męża i się wymądrzasz, po prostu nie wytrzymałam nerwowo.
Więcej nie rozmawiałam z nikim na ten temat. A jak poznałam bliżej jakiegoś brata, to się szybko wycofywał, poznając młodszą, zgrabniejszą siostrę. Czułam się fatalnie, ale nikomu nic nie mówiłam. Bo przecież nikt nie rozumiał co ja czuję.
Pochłaniała mnie służba i praca dla Jehowy - tak przynajmniej w tym czasie myślałam.
W zborze zaczęto mówić o budowie Sali Królestwa. Przydałaby się, na pewno, bo nie mieliśmy ładnej sali. I pewnej jesieni, we wrześniu, ruszyła budowa. Był to okres wytężonej pracy. W mieszkaniach kwaterowali bracia i siostry z ekipy budowlanej. Moje mieszkanie też zamieniło się w hotel. Miałam po sześć, osiem osób każdego dnia przez trzy miesiące. Bracia po ciężkiej pracy zasiadali przed telewizorem, chcieli oglądać mecze, a ja wyprowadzałam się z domu, do pokoju, który mam na zewnątrz mieszkania. Tak było lepiej. Nie cierpię alkoholu, a oni chcieli wypić sobie piwo. Dobrze, że Kaśka mnie o tym uprzedziła, i że bracia nie upijali się, bo bym ich wyrzuciła z mieszkania.
Każdego ranka szłam trzy kilometry na salę do kuchni. Gotowaliśmy trzy posiłki a oprócz tego piekliśmy ciasta. I tu pokazały się charakterki. Siostry zaczęły się między sobą żreć, bracia nie lepsi. Jakież było moje zdziwienie kiedy i mi się dostało, ponieważ zginęła jedna kiełbasa i trzeba było ją znaleźć. Masakra jakie głupie powody miały siostry do kłótni. Nie wiadomo do dzisiaj gdzie podziała się kiełbasa.
Początkiem grudnia zachorowałam na tej budowie na zapalenie płuc. Zatem końcówka budowy obyła się bez mojego udziału. A ponieważ wszyscy byli zajęci budową, dlatego ja musiałam sobie sama radzić w chorobie. W pewnym momencie nie wytrzymałam i z żalu wypłakałam się przed Jehową.
Kiedy już sala była gotowa, pierwsze zebranie było z udziałem całej ekipy.
I coś, co mnie zszokowało, utkwiło mi w umyśle do dzisiaj. Kiedy brat mówił modlitwę, zaznaczył, że sala nie jest naszą własnością, tylko Jehowy i dlatego idzie w posiadanie Ciała Kierowniczego w Stanach. Jak to, zapytałam brata, który siedział przy mnie, to jest czyjaś własność ta nasza sala?
Tak, powiedział, my tylko ją będziemy używać do wielbienia Jehowy. Szok był okropny, to już jest ich własnością? Nie mogłam tego objąć umysłem. Coś co zbudowaliśmy swoimi rękami, coś co jest na Polskiej ziemi jest własnością Ciała Kierowniczego w Stanach?
Lenka, powiedział brat, zostaw ten temat, bo się pogubisz. Ja już się pogubiłam, odparłam.