UDAWANA MIŁOŚĆ
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Janek siedział w pokoju i trzymał w dłoniach kopertę. Bał się otwierać, jakby to był wyrok, a nie wiadomość, czy jest ojcem czy nie.
Kiedy Luśka wróciła od Ulki, zastała go właśnie w takiej pozycji.
Co to za koperta, spytała męża, wyjmując mu list z ręki?
Zaraz się dowiemy, powiedziała, otwieraj.
Janek otwierał list, jak na komendę, ręce mu drżały, a serce podchodziło do gardła.
Czytaj, powiedziała, sama też czuła, że zaraz zemdleje. Jeżeli Zosia jest jego, będzie musiał płacić.
To moje dziecko, powiedział w końcu, a słowa ugrzęzły mu w gardle.
Nieźle tatusiu, teraz będziesz bulił, jak jeszcze poda o zaległe alimenty, to cię chyba zabiję.
Jan wiedział, że w żonie nie znajdzie teraz sprzymierzeńca. Wszystko może mu darować, ale nie zdradę.
Nie odzywał się, zwiesił głowę, i siedział dalej.
Luśka w kuchni już trzaskała garami.
Cholera mnie zaraz weźmie, krzyknęła do siebie, mam płacić na nieswoje dziecko?
Nerwy nerwami, ale musiała ugotować obiad.
Jedziesz po dzieciaki, krzyknęła, ja się nie rozerwę.
Jan bez słowa poszedł do samochodu. Będzie musiał porozmawiać z mamą Zosi. Zapewne już też dostała list, chociaż zawsze wiedziała, że Zosia jest córką Jana. Zrobiła te badania, żeby Jan nie mógł się wymigać od płacenia alimentów.
Teraz siedziała z córką i bawiła się lalkami. W jej głowie już zrodziła się myśl, że będzie mogła spokojnie leczyć córkę.
Jan zapewne nie poskąpi pieniędzy na dziecko.
Kochanie, powiedziała, tatuś nam pomoże, wyzdrowiejesz.
Zosia popatrzyła na mamę swoimi pięknymi oczkami, i zapytała, tatuś przyjdzie?
Nie wiem kochanie czy przyjdzie, ale na pewno będzie chciał się z nami spotkać.
A tatuś mnie kocha?
Kocha cię, kocha, odparła, tylko nie może się z nami spotykać, bo ma swoją rodzinę.
Tatuś ma inne dzieci?
Tak, tatuś ma dwie córeczki jeszcze, a z tobą to trzy córeczki.
A ja zobaczę te córeczki tatusia?
Kiedyś zobaczysz, ale jeszcze nie teraz.
Zabolały pytania córki, wiedziała, że Zosia nie będzie miała ojca tak, jak jego dzieci z tamtą kobietą. Musi radzić sobie sama, i zrobi wszystko, żeby Zosia wyzdrowiała. Nie chciała do tej pory dopuszczać do swojego życia Jana, myślała, że sobie sama poradzi. Jednak się przeliczyła. Poszła z bijącym sercem w jej mniemaniu na żebry. Nie żałuje tego, Zosia musi być zdrowa.
W tym czasie Jan pozbierał swoje dzieciaki i wracał z nimi do domu. Muszę porozmawiać z Luśką, myślał w swoim sercu, że pomoże mu w rozmowie z mamą Zosi.
Siadajcie do stołu, powiedziała Luśka, kiedy weszli już do kuchni, tylko najpierw rączki umyć.
Kiedy cała czwórka zasiadła do obiadu, Jan zapytał żony, czy spotka się z Zosią i jej mamą.
Kochanie, starał się nie zdenerwować Luśki, będzie mi raźniej jak będziesz przy mnie.
A jak ją obracałeś, to mnie nie potrzebowałeś czasami?
Co to znaczy obracałeś, zapytała Małgosia?
Jedz obiad, i nie podsłuchuj jak dorośli rozmawiają, powiedziała, i dodała, wszystko mi zjeść, nie będę wyrzucała do śmieci.
Nie wkurzaj się na dzieciaki, one niczemu nie są winne.
Luśka wstała od stołu i poszła do łazienki.
Usiadła na sedesie i rozpłakała się. Była bezradna, najchętniej trzasnęła by drzwiami i sobie poszła.
Muszę z nim pójść, pomyślała, żeby ta żmija nie dobrała się na dobre do ich konta w banku.
Małżeństwo nie do uratowania, ale są dzieci, póki małe, muszą tkwić w tym związku. Kiedy już pójdą z domu, ona odejdzie od niego.