PRZYGODA Z PANDEMIĄ CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Znowu straszą Koronawirusem, pomyślałam, kiedy włączyłam wiadomości. Kiedy to się skończy? Na dokładkę walka o stołki trwa na całego. Nie mogę pojąć jednego, skoro wirus jest tak niebezpieczny, wzrasta liczba zachorowań i liczba zgonów, to dlaczego rząd nie skupia się na walce z tym Koronawirusem? Może to jest zbyt trudne dla przeciętnego człowieka do ogarnięcia tego tematu rozumem. Wieści docierają jak zawsze sprzeczne.
Lepiej nie będę oglądała tych bzdur, bo jeszcze się wścieknę i coś wywinę.
W końcu i tak nie mam na to wpływu.
Kawa z samego rana postawiła mnie na nogi.
Popatrzyłam na zegarek, dochodziła godzina siódma rano.
Wyskoczę chociaż po ciastka, jak przyjdą dziewczyny nie będzie czasu na bieganie po sklepach.
Zabrzęczał telefon, to sms przyszedł. Popatrzyłam, od Kaśki. Zadzwoń, bo nie mam prawie ani grosza, przeczytałam.
Ciekawe co się stało.
Wybrałam numer Kaśki i usłyszałam radosny głos. Lenka nie uwierzysz, jestem w ciąży!
Uwierzę, powiedziałam, moje gratulacje, to przysłużyła się nieźle wam ta kwarantanna.
Jeszcze jak, ale nie będę mówiła tobie przez telefon, możemy się spotkać?
Spotkać to możemy się zawsze, tylko jest mały problem.
Jaki, zapytała?
Zaraz przychodzi do mnie Kryśka i Beata.
To fajnie, ja też będę.
Możesz przyjść, tylko nie możesz obnosić się ze swoim szczęściem przy Krystynie, bo ją mąż zdradził, przyjdzie sobie popłakać.
A to szuja, wyrwało się Kasi!
No tak, dlatego musisz być mniej radosna, i może nie mów przy niej, bo się rozsypie na całego.
No coś ty, głupia to nie jestem, jak trzeba będzie to też sobie popłaczę, ale ja ze szczęścia.
Tylko nie mów, że płaczesz ze szczęścia.
Kaśka w swojej euforii może coś palnąć, ale mam nadzieję, że będzie się chociaż starała nie emanować radością.
Wyskoczyłam do sklepu. U nas jak zwykle kolejki, czasami trafia mnie kiedy widzę, że większość to klienci zza Odry. Nie jestem rasistką, szanuję wszystkich ludzi, ale stać do kasy prawie godzinę, to trochę przesady.Czasy, kiedy na półkach był ewentualnie ocet czy musztarda, dawno minął, a my nadal w długich kolejkach.
Była prawie dziesiąta godzina, kiedy zjawiły się u mnie wszystkie trzy. Kaśka, chociaż bardzo się starała, promieniała. Beata miała minę jakby wołała; Lenka ratunku! Natomiast Kryśka już była we łzach.
Czego się napijecie, zapytałam, kiedy już rozsiadły się wygodnie za stołem w kuchni. To miejsce najlepiej nam pasowało do naszych pogaduszek.
Ja chcę kawę, powiedziała Beata, jestem już zmęczona.
Ja herbatę, kawy nie mogę, powiedziała Kaśka. Posłałam jej karcące spojrzenie, i już więcej nic nie powiedziała.
Krysiu, a co ty się napijesz, zapytałam?
Herbaty, powiedziała i zwiesiła głowę.
Miałam ochotę ją przytulić, a jej męża wykastrować, ale powstrzymałam się na razie ze swoimi zamiarami.
W końcu stanęły na stole kubki i ciastka, zatem zacznie się pocieszanie Kryśki.