PRZYGODA Z PANDEMIĄ CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ PIĄTY
Pięknie, pomyślałam, kiedy dnia następnego wybrałam się na spacer na skwerek w pobliżu sklepu. Kiedy oni to zdążyli zrobić? Dawno nie byłam w tej okolicy, ale żeby takie cudeńko zrobić w przeciągu kilku miesięcy, no no, jestem pełna podziwu.
Usiadłam na ławeczce i zaczęłam podziwiać. W głąb skwerku zrobili wydzielony skrawek dla dzieci. Ogrodzony małym płotkiem, chyba po to, żeby dzieci przypadkiem nie wybiegły poza teren. Mamusie, babcie, opiekunki, baczyły na pociechy, które robiły gwar jaki trudno sobie wyobrazić. Ale jakimś cudem, nie przeszkadzał mi.
W takim zamyśleniu nawet się nie zorientowałam, że usiadła koło mnie Kryśka. Zapomniałaś, że umówiłaś się ze mną?
Oj, Kryśka, czasami tak mam. Odkąd mogę już wychodzić z domu, muszę iść oglądać przyrodę, nacieszyć oczy tym pięknem.
Tak, pięknie, odparła, wrzeszczą jak stado baranów.
Nie przesadzaj, to tylko dzieci. Ale zobacz, jak ładnie to wszytko zrobili, miło posiedzieć.
Lenka, proszę cię, pogadaj ze mną.
Oczywiście kochana, przecież wiesz, że zawsze jestem gotowa, tylko ostatnio trochę odpływam, bo nie wiadomo, czy czasami znowu nas nie pozamykają w mieszkaniach.
Nie pozamykają, już zrobili co mieli zrobić, i dlatego nas powypuszczali.
Mówisz o tych wszystkich małych sklepikach i małych firmach?
Tak, ludzi wpędzili w kłopoty, to teraz mogą nimi starować jak marionetkami. Ale chyba na tym nie koniec, dodała Kryśka, jeszcze do wyborów trochę jest czasu, to może nie mają czegoś załatwionego i wywiną rozporządzenie, czy coś tam, żeby pozamykać twarze. Nie wiem, ja tak gdybam, dodała.
To może nie nakręcajmy się, to tak dla naszego zdrowia psychicznego, powiedziałam.
Chodź stąd, nie idzie tutaj rozmawiać, a chcę ci coś powiedzieć.
Dobrze, to co, idziemy do mnie, zapytałam?
Może wejdziemy gdzieś na kawę, tu jest taka mała kawiarenka?
To chodźmy, powiedziałam. A zakupy jak widać muszą poczekać.
Weszłyśmy do lokalu. Z radia leciała cicho muzyka. Stoliki były nie pozajmowane, to nie ta godzina, żeby ludzie przychodzili na kawę, czy posiedzieć i porozmawiać. Ale w rogu sali siedział mąż Kryśki z jakąś kobietą. Patrzyłam na Kryśkę. Stała jak słup soli wlepiając wzrok w męża.
Chodźmy stąd, powiedziałam do niej.
Kryśka, pociągnęłam ją za rękę, chodźmy, nie ma sensu tak stać.
O nie, powiedziała, nigdzie nie idę, zaraz zrobię porządek raz na zawsze.
Zanim się zorientowałam, Kryśka była obok męża i zaczęła go okładać torebką. Nim się zorientował, w łeb zarobiła i ta kobieta.
Ty świnio, to tak się pracuje, krzyczała? Tyle lat straconych z tobą i taka zapłata? Co się gapisz, krzyknęła na kobietę, nie wiedziałaś, że ma męża i dzieci, nie powiedział ci?
Kobieta próbowała wstać od stolika, ale Kryśka była w jakimś amoku. Popchnęła kobietę. Kobieta spadła z krzesła kiedy próbowała wcelować tyłkiem na siedzenie. Mąż Kryśki trzymał się za głowę, z której poleciała krew.
Co ona ma w tej torebce, przemknęło mi przez myśl?
Teraz i ja bałam się jej, ale nie chciałam, żeby narobiła sobie problemów.
Podeszłam i delikatnie na ile mnie było stać, powiedziałam; dosyć kochana, dostał za swoje, resztę załatwisz w domu.
Nie masz prawa przychodzić do domu, krzyknęła na odchodnym, rzeczy wyrzucę do śmietnika, a dzieciom powiem, co z ciebie za szuja. Ale poczekaj, dodała, zrobię wam zdjęcie, niech dzieci widzą z kim mnie zdradzasz.
Wtuliła się w moje ramiona i zaczęła płakać.
Zadowolony, zapytałam męża Kryśki?
Chodź, pójdziemy do mnie, powiedziałam, musisz się uspokoić. Możesz zadzwonić do mamy, może pobędzie z dziećmi?
Tak, zadzwonię, nie chcę, żeby dzieci zobaczyły mnie w takim stanie.