PRZYGODA Z PANDEMIĄ CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ CZWARTY
Tego ranka słońce za oknem już pięknie świeciło. Pełna optymizmu wstałam z łóżka, i pomyślałam sobie, że wprawdzie nie mam nic szczególnego do zrobienia, jednak nie będę się wylegiwała.
Zrobię sobie mały wypad za miasto, pomyślałam.
Miejsce, do którego miałam zamiar pojechać, jest urokliwym zakątkiem, gdzie wiele lat temu koiłam swoją zmęczoną duszę. Życie daje wiele bagażu, którego nie zawsze jesteśmy w stanie dźwigać. Dlatego szukamy często odosobnienia, żeby złapać równowagę psychiczną, aby nie dać się wpędzić w chorobę.
Zrobię sobie śniadanie, i parę kanapek na ten wypad, pomyślałam.
W tym momencie zadzwonił telefon.
Witaj Lenka, usłyszałam w słuchawce.
Witaj Kryśka, co u ciebie, zapytałam?
Nie odzywasz się, więc zadzwoniłam ja, mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
Pewnie, że nie przeszkadzasz, powiedziałam, a co się stało, że dzwonisz?
Muszę się wygadać, bo inaczej zacznę ryczeć.
Głos Kryśki drżał, zatem nie jest dobrze.
Opowiadaj, powiedziałam.
Wiesz jak ciężko było siedzieć w domu przez te tygodnie, kiedy niby Koronawirus szalał, prawda?
Tak, wiem, nie było nikomu łatwo. Wprawdzie teraz też on jest, ale już powypuszczali chociaż ludzi z domów, więc mogą odpocząć od siebie.
Właśnie, zaczęła Kryśka, i mój sobie odpoczywa ode mnie.
To znaczy, zapytałam?
Nawet z pracy nie przychodzi do domu, twierdząc, że musi z kolegami nadrobić czas, a ja podejrzewam, że chyba nie tylko z kolegami, ponieważ nie pije.
To co, że nie pije, może sobie siedzą i gadają przy kawie?
Trochę głupio to zabrzmiało, ale wolę tak myśleć.
Kryśka natomiast miała wyrobione zdanie - na pewno ma jakąś kochankę.
Nie przesadzaj, zaczęłam, nie złapałaś go na zdradzie przecież.
Nie złapałam, ale nie chce ze mną spać, przeniósł się do drugiego pokoju, twierdząc, że chrapie w nocy, a do tej pory mu nie przeszkadzało.
Próbowałaś z nim rozmawiać na ten temat?
Tak, próbowałam, to zrobiła się tylko z tego awantura.
To faktycznie, działacie sobie na nerwy.
Boję się Lenka, że to koniec naszego małżeństwa.
Spokojnie, to tylko kryzys, na pewno się wszystko wyjaśni. A wiesz, dodałam, może umówimy się na jutro, wypijemy razem kawę i pogadamy sobie?
Dobry pomysł, powiedziała, mogę być u ciebie z rana?
Pewnie, że możesz, a teraz postaraj się uspokoić, i nie kłóć się, to nic nie daje, tylko jeszcze bardziej pogłębia wasz kryzys.
Biedna Kryśka, pomyślałam, jak ona musi cierpieć.
W końcu zjadłam śniadanie, i wyruszyłam do dobrze znanego mi miejsca.
Kiedy znalazłam się nad jeziorem, przywitały mnie szuwary swoim dobrze znanym mi dźwiękiem. Wiatr je lekko poruszał, a one obijając się o siebie, tworzyły swojego rodzaju melodię.
Woda w jeziorze, tak samo jak przed laty płynęła monotonnie, tworząc lekkie fale, które obijały się o brzeg cichutko pluszcząc.
Na jeziorze kaczki jakby zastygły w półśnie wtulając swoje główki w siebie.
Cisza, spokój, jakże przyjemnie wrócić w dobrze znane mi miejsca.
W lesie słychać było ptaki, które nawoływały się, zapewne gotowe do wysiadywania piskląt.
Szłam dobrze mi znanymi ścieżkami, a nade mną szumiał las.
Te same drzewa, tylko starsze o tyle lat co i ja. One mają w sobie tyle piękna, że trudno opisać, to się czuje w sercu.
Pięknie, pomyślałam, przyjadę jeszcze nie raz. Nie ma tutaj ani Koronawirusa, ani polityki, nie ma patetycznej mowy, kiełbasy przedwyborczej, tu jest piękna przyroda i ja.