PRZYGODA Z PANDEMIĄ CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ TRZECI
Tego ranka słońce obudziło mnie zaglądając do mojego pokoju. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku. Trzeba się podnosić, pomyślałam, czas wyjść z domu. Od paru dni wolno już nam chodzić swobodnie po mieście, tyle tylko, żeby zachowywać przy tym zdrowy rozsądek. Dlatego też maseczki na powietrzu już nie, ale w pomieszczeniach tak. Należy także zachowywać odległość, to dla naszego dobra.
Dziwne to rozporządzenie, ponieważ można już robić wesela i spotkania do sto pięćdziesiąt osób, ale na ulicy trzeba zachować odległość.
Oni wszyscy chyba sami już się gubią w tych ustaleniach. Do pracy też już można chodzić, i dobrze, z czegoś trzeba w końcu żyć. Tylko jak to zrobić, żeby nie zarażać siebie nawzajem?
Już pierwsze ofiary, że tak powiem, wesel się pojawiły. Kilka ognisk zapalnych właśnie zrobiło się w wyniku zabawy weselnej, jak i spotkania integracyjnego, zorganizowanego przez właściciela firmy z okazji powrotu do pracy.
Zatem wirus ciągle jest w natarciu. I co dalej?
Wstawaj Lenka, dosyć spania, czas wyruszyć na spacer. W końcu swobodnie możesz wyjść z domu.
Po śniadaniu wybrałam się do miasta. Najpierw do parku, pomyślałam.
Cudowne słońce przywitało mnie promieniami. Dobrze, że jeszcze nie ma upałów, mogę spacerkiem iść ulicami i swobodnie oddychać, nic mnie nie dusi.
W mieście ludzi sporo, wszyscy robią zakupy, nie śpiesząc się idą, i cieszą się swobodą, jakiej brakowało przez kilka tygodni.
Wygląda na to, że strach i lęki ustąpiły, a ludzie przestali zważać na istniejące niebezpieczeństwo.
Kiedy weszłam do parku już sporo ludzi siedziało na ławkach. Żadnych odstępów, pomyślałam, jak widać ludziom brakuje bliskości, swobodnej rozmowy i radości, jaka czasami wynika z toczących się dyskusji.
Panowie mają o czym dyskutować, ponieważ wybory są wkrótce, zatem i tu, w parku ścierają się ze sobą różne poglądy.
Ciekawie to wygląda, ponieważ ile ludzi, tyle zdań na ten sam temat.
Kobiety jak kobiety, doglądają swoich wnuków czy swoje dzieci, i to wokół pociech toczą się rozmowy. Ot, i taka codzienność. Wszytko jakby wracało do normalności.
Usiadłam na wolnej ławce. Fontanna grała swoją melodię. Gołębie w pobliżu wygrzewały się na na słońcu rozkładając przemoczone skrzydełka. Oswojone z ludźmi, nie reagowały na ich obecność. Czasami ktoś rzucił kawałek bułki, czy też ciastka, które wypadło z rączki dziecku. One wówczas podchodziły, i zjadały, a potem odfruwały w sobie znanym kierunku.
Kasztanowce obsypane kwiatami pięknie wyglądały, tworząc niebywały klimat. Oswojeni z ich obecnością, często ludzie nie zauważali jak cudownie to wszystko ze sobą współgra.
Siedziałam tak i podziwiałam piękności, i wszystko co się wokoło mnie działo.
Nawet nie zauważyłam, że tak szybko przeleciały dwie godziny.
Trzeba iść na zakupy, pomyślałam, potem ugotować obiad, a jeszcze potem zająć się swoimi sprawami.
Ale Lenka, miałaś zadzwonić do dziewczyn, jak widać zapomniałaś, zganiłam siebie. Tak mnie pochłonęło rozmyślanie i zaduma, że zapomniałam o pewnych sprawach. Czasami tak mam, nic na to nie poradzę.