AZ PO HORYZONT
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Lenka, usłyszałam w słuchawce telefonu, nie będzie mnie w domu na święta, przykro mi kochanie.
Maciek, które to już święta jestem sama?
Byłam zła na niego, ciągle to samo, ważniejsza jego przygoda z morzem niż ja. Ciągle mam go rozumieć i wybaczać, bo on nieszczęśliwy daleko od domu. A kto mu każe pływać? Może w końcu już starczy być wiecznym chłopcem, może czas stać się mężczyzną?
Maciek, jak sobie chcesz, powiedziałam, ale ja w tym roku nie będę siedziała w domu na święta, wyjadę sobie może w góry? Albo nie, pojadę sobie gdzieś w ciepłe kraje.
Lenka, no co ty, sama?
A widzisz kogoś obok mnie?
Chciało mi się płakać. Nasze sprawy zawisły jakby w przestrzeni, ciągle nie jestem pewna jego wierności, raczej wszystko wskazuje na to, że mnie zdradza.
Wyłączyłam się. Nie chciałam prowadzić tej jałowej dyskusji. Nie sprowadzę go siłą do domu, a poza tym, to jest jego pasja. Ja specjalnie w tym wszystkim się nie liczę, jesteśmy chyba ze sobą z przyzwyczajenia. Zrobiło mi się przykro. Decyzja jaką podjęłam za młodu wychodząc za marynarza, teraz odbija mi się czkawką w dorosłym życiu. Masz co chciałaś, skarciłam siebie.
Został tydzień do świąt. W całym moim mieście błyszczało od lampek i różnych światełek. Życie tętniło z każdym zakamarku miasta.
Ludzie biegali za zakupami, prezentami. W sklepach leciały piosenki świąteczne, to tak dla zachęty i podkreślenia znaczenia tego czasu przedświątecznego. Czułam się zagubiona, samotna, niechciana, pełna lęku i niepewności. Łzy tłoczyły się pod powiekami, a w gardle dławiła mnie jakaś kula, która wędrowała sobie od serca aż po krtań.
Coś przecież muszę jeść, pomyślałam, dlatego zrobię jakieś zakupy.
Chodziłam między regałami i zastanawiałam się, co wkładać do koszyka. Przeszłam kilka razy sklep dookoła, pchając pusty wózek, w końcu doszłam do wniosku, że chyba przyjdę jutro, bo dzisiaj nie mam pomysłu, co chciałabym zjeść w te święta.
Wieczorem znowu zadzwonił Maciek.
Lenka, gniewasz się jeszcze?
Nie gniewam się, tylko jest mi przykro, że wolisz pływać, niż spędzić ten czas ze mną. Ciągle to samo, z jednego portu, do drugiego. Tylko jakoś trudno jest tobie na dłużej zostać w domu, ciągle cię gna po morzach, a gdzie w tym wszystkim jestem ja? Czy ja jestem w ogóle tobie potrzebna w życiu? Chyba tylko po to, żeby wyprać rzeczy, przespać się z tobą, a potem znowu cię nosi, dopóki nie wypłyniesz. Nie wiem Maciek, to wszystko zaczyna tracić sens, zwłaszcza, że podejrzewam cię o zdradę.
Kochanie, jesteś rozżalona, prześpij się z tą myślą, a rano będzie już lepiej, zobaczysz.
Nie mów mi co mam robić, jesteś ode mnie daleko, więc nie wiesz co w tym momencie potrzebuję, na pewno nie takiej gadki.
Musiałam się rozłączyć, żeby nie nakrzyczeć w słuchawkę. Będzie mnie tu pouczał na odległość.
Skulona zasnęłam na kanapie. Obudził mnie dzwonek telefonu.
Lenka, dlaczego jeszcze nie jesteś w pracy?
Popatrzyłam na zegarek, dochodziła ósma. Rany, przespałam całą noc w ubraniu? Będę za pół godziny, powiedziałam do słuchawki i poczłapałam do łazienki. Co się z tobą dzieje, kobieto, weź się w garść.
Weronika patrzyła na mnie jakbym co najmniej kogoś zabiła.
Przepraszam, coś ostatnio mam problemy ze snem. Zasnęłam wieczorem w ubraniu na kanapie i dopiero obudziłaś mnie telefonem.
Maciek ci dopiekł?
Tak, i to mocno. A na dokładkę powiedział, że jak się prześpię to mi przejdzie.
Dupek, powiedziała Weronika. Na pewno gdzieś tam ma jakąś babę, i święta spędzi u tamtej.
Proszę cię Werka, nie dołuj mnie. A poza tym jeszcze nic na sto procent nie wiadomo czy ma kochankę czy nie.
Zadręczasz się Lenka. Daj sobie spokój, jak ma odejść to nic nie pomoże twoje zamartwianie się. Tym sobie życia nie poprawisz, tylko wpakujesz się w depresję.
Wiesz co, przyjdziesz na Wigilię do nas, będzie fajnie, zobaczysz. Zaprosimy trochę gości i posiedzimy sobie przy stole wigilijnym.
Dobry pomysł, odparłam, tylko powiesz mi co mam kupić czy też przygotować. W końcu nie będę sama.