MEANDRY ŻYCIA
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Patrzyłam w sufit, który był dla mnie obcy. Dźwięki dokuczały mi strasznie. Obróciłam głowę i jedna i drugą stronę, ktoś obok mnie leżał. Za chwilę podeszła kobieta, popatrzyła na wszystkie piskliwe maszyny, w końcu zobaczyła, że mam otwarte oczy.
Za moment przyszło więcej osób, a ja dalej nic nie rozumiałam. Gdzie jest Paweł, zapytałam? Spokojnie, powiedział mężczyzna, musi pani odpocząć. A gdzie Anka, zapytałam, co z Grześkiem?
Zaraz porozmawiamy, powiedział jakiś głos. Teraz wracały obrazy. Przecież Paweł nie żyje! Paweł, krzyknęłam! Podszedł do mnie mężczyzna i wziął mnie za rękę, spokojnie, powiedział, zaraz będzie dobrze.
Jakie dobrze, Paweł nie żyje, wyszeptałam. A co z Anką i Grześkiem, zapytałam? Pani koleżanka też nie żyje, odparł mężczyzna. Tego było za wiele, jednego dnia straciłam męża i przyjaciółkę! A co z draniem, zapytałam? Z kim, zapytał mężczyzna? Z Grześkiem, odparłam? Jest w szpitalu, będzie żył, odparł mężczyzna. Nie miałam siły już nawet złościć się na Grześka. Ale ból straszny przeszywał moje ciało. Za chwilę zasnęłam. Utrzymywali mnie przez parę dni w takim półśnie, żebym jako tako doszła do siebie. W końcu trzeba było zająć się pogrzebem.
Poszłam odwiedzić Grześka, on też stracił żonę a teraz sam kuruje się po wypadku. Kiedy weszłam na jego salę spał spokojnie jak dziecko. Ciekawe czym jego szpikują, pomyślałam. Usiadłam przy jego łóżku i wzięłam jego rękę w swoje dłonie. Ania, wyszeptał? Nie Grześ, Inka. Otworzył oczy i rozpłakał się jak dziecko.
Jeszcze parę dni temu chętnie bym go udusiła, a teraz trzymam go za rękę jak nieporadne dziecko. Jak widać i psycholog potrzebuje pomocy specjalisty.
Inka, co my teraz zrobimy, zapytał? Nie wiem Grześ, nie wiem, odparłam.
Ja zajmuję się pogrzebami bo jak widać, jeszcze trochę poleżysz. Inka, przepraszam, powiedział. Za co mnie przepraszasz, zapytałam? Za wszystko, jaki ze mnie dureń, straciłem i żonę i przyjaciela, odparł. To tak jak ja Grześ, musimy się zmobilizować, nikt za nas tego nie zrobi.
Muszę iść Grześ, jutro do ciebie przyjdę, powiedziałam, trzymaj się.
Szłam ulicami mojego miasta i nic mnie ono nie cieszyło. Miałam ciężki czas przed sobą, nauczyć się żyć bez Pawła.
Wala, pomyślałam, zadzwonię do niej. Kiedy odebrała, od razu usłyszałam; no gadaj, co się stało. Tak stało się, odparłam, Paweł nie żyje. Jak mi przykro skarbie, usłyszałam, chcesz przyjechać, zapytała? Nie mogę, mam pogrzeb i Pawła i Anki. Rany Boskie i Anka też? Wypadek mieli we trójkę, Grzegorz żyje. Rozsypiesz się Inka, powiedziała Walentyna, znam cię, nie dasz sobie sama rady. Jak tylko uporasz się z pogrzebami możesz do nasz przyjechać, powiedziała. Dziękuję, odparłam, jesteś cudowną kobietą