UDAWANA MIŁOŚĆ
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Siedzieli we trójkę w kawiarni; Jan, Luśka i Monika.
Rozmowa się nie kleiła. Każde z nich wpatrzone w swoją filiżankę, jakby tam znajdowała się odpowiedź na trudne pytania.
W końcu ciszę przerwała Luśka. Długo tak będziecie milczeć? Może coś ustalicie. Ja nie chcę niczego sugorewać, bo bym jeszcze powiedziała coś, co by się wam nie spodobało.
Spokojnie kochanie, próbował uspokoić Luśkę, wiedział, że jak zacznie, to będzie potok słów.
Czego pani oczekuje, zapytała, to znaczy ile chce pani tych alimentów?
Monika popatrzyła na nią, i powiedziała, że musi leczyć Zosię, więc są jej potrzebne dodatkowe pieniądze.
To ile pani potrzebuje, zapytała Luśka, świadoma, że Monika będzie chciała wyciagnąć jak najwięcej.
Do końca roku potrzebuję trzydzieści tysięcy na leki.
Ile!? Luśka aż krzyknęła.
Ja nie mam takiej sumy, powiedział Jan, a poza tym też mam dzieci i żonę. Mam swoje wydatki.
Wasze dziewczynki mają wszystko, zaczęła Monika, a ja mogę Zosi dać niewiele.
Jak pani powiedziała, dziewczynki, oburzyła się Luśka?
Źle pani odrobiła lekcje, my mamy córkę i syna, a nie dwie dziewczynki.
Przepraszam, źle widocznie zrozumiałam.
To wy rozmawialiście o naszych rodzinnych sprawach?
Kochanie, nie denerwuj się, to nic nie da.
Widzę, że pani myślała, skoro mamy dom, samochód, i jakieś dochody, to można z nas wydoić jak z cielnej krowy?
Proponuję oddać sprawę do sądu, powiedziała Luśka, bo inaczej się nie dogadamy. A ty, zwróciła się do męża, nie masz prawa jej dawać żadnych pieniędzy bez pokwitowania. Oczywiście, dostanie pani zaraz jakieś pienądze, bo dziecko nie jest niczego winne, ale skubać nie będzie nas pani.
Janek, weź od pani numer konta, dodała, i zniknęła za drzwiami kawiarni.
To było ponad jej siły, musiała pilnować, żeby ta jędza nie omotała Jana i nie oskubała z oszczędności.
Usiadła w samochodzie i rozpłakała się. Nie będzie jej łatwo, musi zacisnąć zęby i jakoś wytrwać do końca.
W tym czasie Janek porozmawiał z Moniką. Ustalili, że da jej jednorazowo dziesięć tysięcy złotych. Doszli też do porozumienia co do stałych alimentów, to znaczy tysiąc złotych miesięcznie, i będzie widywał raz w miesiącu Zosię.
Janek nie wiedział jak to wszystko pogodzić, wiedział, że wali mu się małżeństwo. Nie był pewien, czy Luśka da sobie radę emocjonalnie. A dzieci? Małgosia i Filip są mali, jeszcze nie rozumieją wszystkiego. Kiedyś się dowiedzą. Nie chce wiedzieć co wtedy pomyślą o nim. Czy zechcą widywać Zosię?
Tak rozmyślając wsiadał do samochodu. Spojrzał na Luśkę i serce mu szybciej zabiło. Luśka siedziała jakby była sparaliżowana. Wzrok utkwiony przed siebie, jakby tam gdzieś było coś interesującego.
Co się dzieje kochanie?
Jedźmy od domu, powiedziała, jak najdalej od tego miejsca.
Włączył silnik i ruszył.
Co ustaliliście, zapytała?
Kiedy jej powiedział, jak załatwił sprawę alimentów, nie odrzekła nic, dalej patrzyła przed siebie.
Kochanie, zaczął, porozmawiaj ze mną, przecież rozchorujesz się jak będziesz sama próbowała sobie z tym poradzić.
Nie będę się przecież spotykał z Moniką, tylko raz w miesiącu spotkam się z Zosią, dziecko nie jest winne niczemu.
Nie, dziecko nie, tylko wy żeście zgotowali katorgę dla mnie, jeszcze nie wiadomo czy nasze dzieci z tym się pogodzą, a i Zosia też nie będzie miała normalnego życia. Fajnie, nie?
Nie cofnę czasu, powiedział, ila mam przepraszać, sam też sobie nie mogę przebaczyć, ale trzeba żyć dalej.
Kochanie, dodał, kiedyś mi przebaczysz, teraz to jest wszystko jeszcze bardzo bolesne.
Luśka już nic nie odpowiedziała, siedziała w samochodzie i pomyślała tylko, że musi ugotować obiad.
Dodaj komentarz