TOKSYCZNE ZWIĄZKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Weszłam do mieszkania, zdjęłam buty i na bosaka chodziłam sobie po kuchni. Muszę coś zjeść, pomyślałam, może spaghetti?
Nastawiłam garnek z wodą na gazie, i zaczęłam przygotowywać warzywa. Trochę ospale szło mi, ponieważ byłam po pracy,a za oknem już ciemno. No cóż, jesień.
Zatopiłam się w zadumie, kiedy usłyszałam dzwonek domofonu.
Słucham, odezwałam się do słuchawki?
Lenka, proszę cię, otwórz.
A kto mówi, zapytałam, ponieważ po głosie nie rozpoznałam żadnej z moich znajomych.
Sara, jestem z dziewczynkami, powiedziała i zawiesił jej się głos.
Zabrzęczał domofon, i po paru minutach otwierałam drzwi mojego mieszkania.
Sara, jak ty wyglądasz, kto ci to zrobił?
Sara weszła do mojego mieszkania, a z nią wystraszone dwie córeczki. Twarz miała we krwi, rozwalony łuk brwiowy i rozciętą wargę.
Co się stało? Byłam w okropnym szoku.
Kto cię pobił? Nie dawałam za wygraną.
Mateusz, powiedziała. Wrócił z pracy pijany i zaczął się awanturować. Rozbił talerz z obiadem, bo mu nie smakowało, a przecież ja dobrze gotuję. Sara zanosiła się płaczem. Dziewczynki stały przytulone do mamy i całe drżały.
A to kanalia, wyrwało mi się, jak można tak traktować swoją rodzinę.
Dzwoniłaś na policję, zapytałam?
Nie dzwoniłam, jak wytrzeźwieje to będzie dobrze, on tylko jak jest pijany, to jest taki.
Sara, chcesz całe życie tak cierpieć? Chcesz narażać dziewczynki na takie tułacze życie? On się nie zmieni. Wytrzeźwieje, będzie przepraszał, przysięgał poprawę, że więcej ani kropli, aż do następnego razu. W końcu zrobi ci większą krzywdę, a i zobaczysz, że pewnego razu zacznie bić dziewczynki.
Dobrze, powiedziałam, teraz zajmiemy się dziewczynkami, bo muszą iść spać, a my sobie spokojnie porozmawiamy.
Chodźcie do kuchni dziewczynki, pomożecie cioci gotować? Słodkie istotki jakby się ożywiły. Chętnie zasiadły do stołu i już chciały pomagać.
A ty Sara, powiedziałam, idź do łazienki i weź prysznic, potem wykapiemy dziewczynki. Dobrze by było, żeby obejrzał cię lekarz, dlatego zadzwonię na pogotowie.
Nie Lenka, nic mi nie jest.
To już oceni lekarz, a i dziewczynki trzeba żeby lekarz zobaczył.
Sara zniknęła w łazience, a my z dziewczynkami zajęłyśmy się warzywami.
Niespełna pół godziny i kolacja była gotowa.
Z łazienki wyszła Sara owinięta w mój szlafrok.
Lenka, powiedziała, pożyczyłam sobie, bo nic nie mam.
Dobrze, jak zjemy, poszukam nowej bielizny, ciuchy jakieś ze mnie będą dobre na ciebie.
Dziewczynki zjadły ze smakiem, potem zażądały sobie bajki.
Włączyłam im telewizor w mojej sypialni i wykręciłam numer sto dwanaście.
Przyjemny męski głos wysłuchał mnie grzecznie i zapytał, czy Sara jest przytomna, czy zwraca, a potem powiedział, żeby całą tróją zgłosiły się same na pogotowie.
No i klops, Sara nie da się namówić, ponieważ twierdzi, że jest to tylko pobicie i nie ma dużych obrażeń.
Byłam wściekła na nią, ale cóż mogłam zrobić, strach jej odebrał logiczne myślenie. Do tego stopnia bała się swojego oprawcy, że nie była w stanie zrobić nic, co by mu zaszkodziło.
W końcu wykąpałyśmy dziewczynki i położyłyśmy je spać w gościnnym pokoju, a Sarze pościeliłam w drugiej sypialni.
A same poszłyśmy do kuchni napić się herbaty.
Długo rozmawiałyśmy, a telefon Sary ciągle dzwonił.
Odbierz, tylko nie mów mu gdzie jesteś, bo zrobi nam nalot.
On ciebie nie zna, powiedziała, na pewno nie przyjdzie.
I całe szczęście, powiedziałam, bo ja nie patyczkowałabym się z nim, tylko od razu bym zadzwoniła na policję, ale szkoda mi dziewczynek, niech się spokojnie chociaż wyśpią.
Ja jutro mam wolne, powiedziałam, to dziewczynki mogą zostać ze mną, jeśli idziesz do pracy.
W takim stanie nie pójdę, powiedziała, zostanę też w domu, tylko z rana zadzwonię, że biorę wolne na żądanie.
To dobrze, odpoczniecie u mnie, ale co potem, zapytałam?
Dodaj komentarz