TO TYLKO PRZYJAŹŃ
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Grzesiek zajął się wyszukiwaniem domu bardzo intensywnie. W końcu dogadał się z panem i pojechaliśmy oglądać domek. Wprawdzie na przedmieściu, ale jak pięknie położony. Podwórko dość duże, nawet mały sad za podwórkiem. Grześ, możemy mieć psa, takiego wilczura, zapytałam?Zobaczymy, odparł, i weszliśmy do domu.
Małżeństwo siedziało, że tak powiem, na walizkach. Wyjeżdżali na stałe do Stanów do rodziny, więc na już chcieli sprzedać domek.
Spodobało się nam również wnętrze domku. Duża kuchnia, ganek, korytarz, trzy pokoje i salon jakby zrośnięty z kuchnią.
Nie chciałam robić zamieszania ale serce moje krzyczało; Grześ, kup, proszę, kup!!
Panowie dogadali się co do ceny i reszty formalności. Oczywiście czekała nas również wizyta u notariusza.
Radosna jak szczygiełek wybiegłam w końcu na podwórko, żeby nacieszyć oczy pięknymi widokami. Grześ zobacz, mamy blisko i do lasu. Grzesiek tylko się uśmiechnął i mnie przytulił. Będzie się nam dobrze mieszkało, kochanie.
Przyszedł czas na sprzedaż naszych mieszkań. O dziwo nie było to trudne i poszło dość szybko.
Teraz czekała nas przeprowadzka i to z dwóch mieszkań, ale już do jednego domku.
Przed nami kochanie remont, powiedział Grzesiek kiedy już wprowadziliśmy się do domku. Rozejrzałam się po mieszkaniu i stwierdziłam, że faktycznie, remont potrzebny.
I co kochanie, powiedziałam, pół roku wyjęte z życiorysu? Nie, odparł, myślę, że w dwóch miesiącach się ekipa zmieści. To po co wprowadziliśmy się, mogliśmy przeczekać to w jednym z mieszkań, powiedziałam z wyrzutem.
Już się nie denerwuj skarbie, odparł, zleci zobaczysz, nic nie będziesz musiała robić, wszystko zrobi ekipa. To chociaż tyle dobrze, odparłam.
Kiedy trwał remont w naszym domku, wzięliśmy ślub. Skromne przyjęcie ze znajomymi uwieńczyło tę uroczystość i wróciliśmy do swojego domku, gdzie na podwórku czekał na nas nasz przyjaciel, wilczur Rex. Cieszył się ogromnie na nasz widok, za co został przez Grześka nagrodzony karmą. Nocka była piękna, więc jeszcze trochę posiedzieliśmy w altance, i posłuchaliśmy odgłosu nocy.
W końcu poszliśmy spać po wyczerpującym dniu. Przytuleni do siebie zasypialiśmy spokojnie, świadomi tego, że mamy siebie. Nigdy, ale to przenigdy nie pomyślałabym, że z nas będzie para małżeńska, bo zawsze działaliśmy sobie na nerwy. Zastanawiałam się w przeszłości wielokrotnie, jak Anka z nim wytrzymuje skoro jest taki wkurzający. A dzisiaj, zasypiam koło niego z poczuciem bezpieczeństwa, miłości i oddania.
Nasza przyjaźń była trudna, ale była. Kiedy przyszedł kryzys w naszym życiu, mogliśmy na siebie liczyć, i się na sobie nie zawiedliśmy, i to może dzięki temu zbudowaliśmy nasze wspólne małżeńskie życie.
Zatem przyjaźń jest solidną podstawą każdego małżeństwa.
Dodaj komentarz