TO TYLKO PRZYJAŹŃ
ROZDZIAŁ TRZECI
Droga powrotna była stanowczo za długa, wydawało mi się, że ciągle idziemy a samochodu jak nie widać tak nie widać. Ręka zaczęła mi się pocić, jednak Grzesiek nie chciał jej puścić. W końcu dotarliśmy do samochodu. Piękny las za chwilkę zniknie nam z oczu. Inka, coś taka zdenerwowana, zapytał? Nie, odparłam, dlaczego zdenerwowana? Bo ręce Ci się spociły. No tak, zapomniałam, że mam do czynienia z psychologiem. Popatrzyłam na Grześka, a on się tylko do mnie uśmiechnął. Co tak się szczerzysz, przemknęło mi przez myśl, rozpracowuje mnie pan psycholog. Grześ, możesz nie stawiać mi diagnozy tylko traktować mnie jak zawsze? Nie stawiam żadnej diagnozy, odparł, tylko zauważam pewne zmiany, co mnie cieszy. To ciesz się inaczej, bo mnie stresujesz. Po tych słowach chciałam się obrazić, ale jakoś mi nie wyszło. Sięgnęłam do radia i nastawiłam muzykę. Przymknęłam oczy i powoli zaczęłam przysypiać. Dobrze mi zrobił ten wyjazd. Odprężyłam się, tylko żeby Grzesiek tak się nie zachowywał.
Kiedy już znaleźliśmy się w domu, czas było pomyśleć o kolacji. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam się zastanawiać co zrobić nam do zjedzenia. Grzesiek w tym czasie odstawiał samochód i kiedy wszedł do mieszkania, po prostu zamknął lodówkę i stanowczym głosem powiedział, że dzisiaj pójdziemy sobie na kolację do restauracji. Ubierz się w coś kolorowego, zaznaczył od razu. Może i dobrze, pomyślałam, nie muszę gotować.
A dokąd pójdziemy, krzyknęłam? Masz na coś ochotę, zapytał? No nie wiem, nie jestem specjalnie głodna. Wiesz co, krzyczał z łazienki, pójdziemy do pierwszej lepszej restauracji a na miejscu zobaczymy. Wygodnie czy ładnie mam wyglądać? Ładnie, odparł, zresztą jak zawsze, w co nie wskoczysz, dobrze tobie w tym jest. A dziękuję, pierwszy komplement od ciebie usłyszałam. Grzesiek wyszedł z łazienki i wyglądał bosko. Wow! Ale wyglądasz, nigdy tak nie patrzyłam na ciebie, zawsze byłeś tylko mężem Ani. nie miałeś płci, tylko nazwę psycholog. Inka, nie możemy żyć przeszłością, powtarzam tobie to już tyle razy. Grześ, nie wymażemy z pamięci naszych małżonków. Wiem Inka, ale musimy żyć, starać się żyć normalnie. Nie wskrzesimy ich do życia, tylko sami siebie wpakujemy w chorobę, dlatego staram się, żebyś zaczęła już myśleć o sobie.
To już prawie rok, a nawet nie zauważasz, że jestem przy tobie. Skupiasz się w dalszym ciągu na swoim bólu. Tak niestety jest, nie doceniam, że Grzesiek jest przy mnie bezinteresownie, po prostu z przyjaźni jaka łączyła naszą czwórkę.
W restauracji nie było specjalnego tłoku. Środek tygodnia, więc miejsc wolnych było trochę. Usiedliśmy w rogu, żeby nikt nie obijał się o nas przechodząc obok. Jedliśmy kolację nie skupiając się specjalnie nad tym, co mamy na talerzach. Jednak czas nam miło mijał we własnym towarzystwie. Prawie rok czasu razem pod jednym dachem, a jednak osobno, ale w każdej chwili mogliśmy na siebie liczyć. Jednak zdążyłam zauważyć, że dystans między nami zaczął się skracać, a ja widziałam w oczach Grześka iskierki, których do tej pory nie było. Coś się zaczyna zmieniać w naszej relacji, tylko ja jeszcze tego nie zauważałam za bardzo.
Wieczorem spokojnym spacerkiem wracaliśmy do domu. Grzesiek znowu trzymał moją dłoń, jakby się bał, że odejdę. A ja nie zauważałam nic w tym dziwnego, tylko tyle, że to trzymanie za rękę krepowało mnie.
Kiedy stanęliśmy w przedpokoju i zdejmowałam buty, oparłam się ręką o niego. W pewnym momencie moja twarz znalazła się na wysokości jego ust. Poczułam lekkie muśnięcie warg, i zdębiałam. Tego się nie spodziewałam po nim.
Dodaj komentarz