TO TYLKO PRZYJAŹŃ
ROZDZIAŁ DRUGI
Przejechaliśmy spory kawałek drogi, żadne z nas nie odezwało się ani słowa. Ja myślałam o tym, jak jeździłam z Pawłem na wypady w różne miejsca, Grzesiek zapewne też myślał o Ance. Żadne z nas nie chciało już rozmawiać, za bardzo bolało.
Dojeżdżamy, powiedział Grzesiek, co wybiło mnie z zadumy. Pięknie wyglądał las. Wyszłam z samochodu i zapach wiosny dobiegł do moich nozdrzy. Las żył swoim życiem. Spokój i cisza. Grześ, powiedziałam, pójdziemy w las, ale czy nie zabłądzimy? Spokojnie, nie zabłądzimy powiedział Grzesiek, ja nie tracę orientacji w terenie.
Szłam obok Grześka, a w myśli miałam spacery razem z Pawłem. Grześ, odezwałam się, też spacerowaliście z Anią po lesie?
Inka, przestańmy rozmawiać o nich, bo nigdy nie wyjdziemy z tej żałoby. Teraz jesteśmy tutaj ze sobą, cieszmy się ze swojego towarzystwa, mamy siebie, wspieramy się, więc cieszmy się z tego spaceru. Grzesiek był stanowczy, jakby chciał powiedzieć; dosyć tego, czas na zmiany.
Las cichutko szumiał pod wpływem wiatru, który delikatnie muskał konary drzew wywołując jakby pomruk lecącego komara. W budkach lęgowych ptaszki od czasu do czasu pokazywały swoje główki, ale szybko je chowały. Zajęte były wysiadywaniem swoich młodych. Co jakiś czas przylatywał ptaszek trzymając w dziobku robaczka. Stałam i patrzyłam się jak przyroda sobie doskonale radzi z życiem.
Inka, powiedział Grzesiek, co jest? Nic Grześ, odparłam, podziwiam przyrodę, zawsze mnie ona zachwyca.
Grzesiek wziął mnie za rękę, choć, rzekł, pokażę Ci coś pięknego, to już niedaleko. Chociaż poczułam się nieswojo, jednak nie cofnęłam ręki, dałam się prowadzić jak mała dziewczynka.
Raptem las się skończył. Stanęliśmy na polanie, która była obsypana stokrotkami i mleczem. Jak tu pięknie, wyszeptałam, dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś.
Poczułam się jak w przepięknej bajce. Pochyliłam się i zaczęłam zrywać kwiaty. Wspomnienie lat minionych wróciło w jednej minucie. W tym momencie nic nie było ważne, tylko ja i ta łąka. Wiosna ma coś w sobie takiego, że działa na nas kojąco i w cudowny sposób budzi w nas zepchnięte gdzieś do podświadomości uczucia.
Grzesiek cierpliwie czekał aż nazbieram sobie stokrotek, potem dodał jeszcze, że to nie koniec atrakcji, więc poszliśmy dalej przez tę piękną łąkę. Ciekawe co jeszcze ma dla mnie Grzesiek, pomyślałam?
W pewnym momencie łąka jakby się urwała. Zobaczyłam w dole przepiękne jezioro. Blask promieni słonecznych odbijał się w wodzie. Leciutko muskane fale wiatrem biegły i rozbijały się o brzeg. Możemy tam zejść, zapytałam? Możemy, powiedział, tylko musimy przejść jeszcze kawałek, żeby spokojnie zejść, bo tutaj jest za stromo.
Grzesiek znowu wziął mnie za rękę, żeby sprowadzić mnie po zboczu. Nie oponowałam, chociaż coś mnie niepokoiło w tym dotyku.
Kiedy zeszliśmy nad jezioro zobaczyłam, że nieopodal stoją wędkarze ze swoim sprzętem i w ciszy obserwują spławiki, które spokojnie leżą na powierzchni wody.
Chłonęłam widoki, jakie miałam przed oczami. Wspomnienie lat minionych wracało jak bumerang. Ale cóż, zmieniały się okoliczności. Teraz jestem nad takim jeziorem z Grześkiem, a nie z Pawłem numer jeden. Ciągle mam w pamięci te wszystkie spotkania między naszą czwórką.
Inka, Grzesiek chyba wyczuł, że wspomnienia mnie dopadły, przestań, po co się zadręczasz. To nie ja, to one mnie męczą. Bo im na to pozwalasz, odpowiedział. Nie wyciągnę cię z depresji jeśli mi w tym nie pomożesz. No i odezwał się pan psycholog, odcięłam się. Grzesiek roześmiał się na głos, pierwszy raz od śmierci Anki, wraca dawna Inka, odparł. Chyba cię trzasnę, wyrwało mi się. A trzaśnij, śmiał się Grzesiek. Zaczynasz mi działać na nerwy, zezłościłam się, jeszcze trochę i nie wytrzymam.
Oj ty złośnico, odparł, a wrzeszcz sobie, tylko już wyłaź z tej depresji.
Grzesiek przytulił mnie do siebie, poczułam się bezpiecznie, tak samo jak w ramionach mojego Pawła.
Dodaj komentarz