NA GRANICY ŻYCIA
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Staszek jest znowu na dializach, wieczór mam dla siebie więc siadam do pisania. Sporo zaległości się zrobiło, ale cóż, doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny, trudno mi się ze wszystkimi sprawami zmieścić, a spać też przecież muszę.
Czas mi szybko mija kiedy siadam do pisania. Tym razem też tak było. Kiedy podniosłam głowę znad klawiatury, było już po północy. Szybki prysznic, i pod kołdrę.
Jeśli Staszek będzie chciał mnie obudzić z rana, uduszę go.
Jednakże sen nie przychodził.
Pokręciłam się trochę w pościeli, i wstałam.
Coś będę robiła, ale co?
Wzięłam się za czytanie książki, zapewne zmorzy mnie po paru kartkach. Tak mam kiedy czytam w nocy.
Nad ranem udało mi się w końcu zasnąć.
Nie trwało to długo, ponieważ Staszek swoim zwyczajem musiał mi oznajmić, że już jest.
Miałam ochotę nakrzyczeć na niego, ale się powstrzymałam. Żyję w ciągłym napięciu od dializy do dializy. Chociaż to nie ja jestem chora, jednak cierpliwie znoszę te wszystkie Staszka kaprysy.
Wpakowałam się, nie ma co.
Kiedy ja wypocznę?
Na szczęście zasnął po paru minutach, dlatego i ja mogłam sobie odpocząć. Pospałam do obiadu. Ale w końcu trzeba było iść do sklepu i zrobić obiad, na śniadanie już nie pora.
Po południu znowu czytanie wierszy, książek i tak do momentu kiedy przyjechali po Staszka i zabrali na dializy.
Muszę się teraz szykować, pomyślałam, przecież jutro po południu wyjeżdżamy na zgromadzenie. Jeszcze nie mówiłam Staszkowi, że przez cztery dni nie będzie mnie w domu, a co za tym idzie, nie będziemy mogli rozmawiać. Mam nadzieję, że Staszek nie strzeli focha swoim zwyczajem.
Wyciągnęłam walizkę, muszę spakować rzeczy, kosmetyki i co tam mi się przyda w hotelu.
Wieczór szybko minął, zatem czas odpoczywać, przecież od jutra będzie dla mnie męczący czas poza domem i to w obcym miejscu. Ale cóż, wlazłaś między wrony, kracz jak i one, jak mówi przysłowie.
Rano trzeba powiedzieć Staszkowi, trudno, musi się z tym pogodzić.
Kiedy zabrzęczał dzwonek, wiedziałam, że to Staszek.
Dzień dobry, otworzyłaś oczy?
Tak, próbuję.
Że też on nie może iść spać tylko mnie budzi.
Zaraz wstanę, poczekaj.
Rozłączyłam się, żeby swobodnie podnieść się z pościeli. Powlokłam się do łazienki i za parę minut mogłam już porozmawiać ze Staszkiem.
Swoim zwyczajem opowiedział mi co ciekawego zdarzyło się w szpitalu. W końcu musiałam powiedzieć mu o wyjeździe.
Staszku, jutro wyjeżdżam ze zborem na zgromadzenie, nie będzie mnie do niedzieli wieczorem, zatem zobaczymy się dopiero w poniedziałek.
I stało się to, czego się spodziewałam. Staszek zaczął swoje żale. Zostawiasz mnie, to oni są ważniejsi ode mnie, to ja jestem chory, potrzebuję uwagi.
To wszystko jest prawdą, zaczęłam, ale to było moje życie zanim zaczęłam z tobą rozmawiać, i to jest teraz też moje życie, musisz to uszanować, w przeciwnym razie będziesz się męczył, bo ja z tego wyjazdu nie zrezygnuję.
Nie mając argumentów strzelił focha.
Ale mnie to nie obchodziło, po prostu się wkurzyłam. Poświęcam mu cały swój wolny czas, skupiam się tylko na rozmowach z nim, swoje zajęcia podporządkowuję pod jego dializy, a on jeszcze fochy strzela?
Trudno, powiedziałam, jak chcesz to się nie odzywaj, zatem ja się wyłączam nie będę patrzeć jak się odwracasz ode mnie.
Położyłam się, trochę jeszcze sobie pośpię, Staszek zapewne też zasnął.
Nie będę przecież czuwała, bo mam przed sobą kilka dni dla mnie bardzo uciążliwych.
Dodaj komentarz