ICH DROGA W DOROSŁOŚĆ
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Jak ty sobie gówniarzu wyobrażasz to wszystko? Będziesz chodził po klubach mając piętnaście lat? A poza tym, zaraz jedziemy do szpitala, niech ci pobiorą krew na obecność narkotyków.
Po co jechać, obruszył się Fabian, sam mogę ci powiedzieć co brałem, nie musisz mnie upokarzać przed ludźmi.
Słyszysz Kalina, jeszcze bezczelnie przyznaje się do ćpania!
Może już dosyć, próbowała łagodzić sytuację, niech idzie spać, rano się zastanowimy co robić.
Może masz rację, Maciek się wprost gotował, jeszcze gówniarzowi zrobię krzywdę.
Zejdź mi z oczu, nie chcę na ciebie patrzeć. To ja robię z matką wszystko żeby ci niczego nie brakowało, a ty po prostu pijesz, ćpasz?
Muszę z mamą się zastanowić, co z tobą zrobić, żebyś całkiem się nie stoczył. Zejdź mi z oczu.
Fabian w sposób nonszalancki podniósł się z krzesła. Gówno mi zrobicie, powiedział, i szybko zniknął za drzwiami.
Jeszcze pyskuje, Maciek nie rozumiał zachowania syna.
Kalina, zwrócił się do żony, gdzie popełniliśmy błąd?
Jak to gdzie, od samego początku za bardzo był rozpieszczany, żadnych zasad, no może tylko jedna, aby synkowi było dobrze.
Zadzwonię do Róży. Ciekawa jestem jak radzą sobie z Wioletką.
I co tam kochana u was, zapytała, kiedy po drugiej stronie usłyszała głos Róży?
Wioletka już poszła spać, zaczęła Róża, Marcin siedzi przy stole w kuchni i tylko trzyma się za głowę, nawet do mnie nic nie mówi. Dotarło do niego, że rozpieścił córkę na tyle, że teraz ona uważa, iż jej się wszystko należy. A teraz takie są efekty, że wszystko chce mieć na już i teraz.
Kalina, Wioletka jest galerianką, rozumiesz?
Coś mi tam Maciej mówił, ale nie za bardzo do mnie docierało.
Mój Fabian ćpa i pije, dodała Kalina.
Co my teraz zrobimy?
Nie wiem kochana, rano coś uzgodnimy z Maćkiem.
Trzeba chyba porozmawiać z pedagogiem w szkole?
Chyba tak, może to coś da.
A jak nie da?
Nie ma takiej opcji, musi się znaleźć jakieś wyjście.
To co, do jutra, spotkajmy się jak dzieciaki pójdą do szkoły.
Dobrze, zatem do rana, trzeba wypocząć, żeby mieć siłę na walkę z własnymi dziećmi.
Jak to zabrzmiało, pomyślała Róża, jakbym toczyła jakąś batalię o coś. Faktycznie, będzie to walka o życie dzieciaków.
Rano obie kobiety po odstawieniu dzieci pod samą szkołę, poszły najpierw na spacer do parku, a potem na kawę do Róży.
Potrzebowały swojego wsparcia. Znały się jeszcze przed narodzeniem swoich dzieci, to znaczy dłużej, niż one były na świecie, wiedziały praktycznie wszystko o sobie.
Ich radość z posiadania dzieci szybko się skończyła, a zaczęła się troska o ich wychowanie, i to też nie poszło tak, jakby chciały.
Pod wieczór Róża zadzwoniła do Kaliny.
Zaniepokojona zapytała, czy Fabian jest w domu?
Nie, nie ma go, odpowiedziała, a Wioletka jest?
Też nie ma. Nie mogę też się do niej dodzwonić.
To tak jak i Fabian. Co robimy, zapytała Kalina?
Nie wiem, czekam na Marcina.
Ja też czekam na swojego.
Co te dzieciaki znowu nam wywiną?
Nie mam pojęcia, zaczęła Róża, ale na pewno chcą nam tym razem zrobić na złość.
Też tak uważam, chyba lubią jak za nimi chodzimy?
Nie mam już siły na tę moją córkę, oni razem to mieszanka wybuchowa, coś na pewno przeskrobią.
Najwyżej wylądują w poprawczaku.
Nie mów tak, powiedziała Róża, to jednak nasze dzieci.
To co mamy robić, nic na nich nie działa.
Muszę kończyć, Marcin przyszedł.
Nie ma jej, zapytał, odkładając kluczyki od samochodu na szafkę?
Nie ma, boję się.
Wiesz co, powiedział do żony, tym razem niech ją policja zgarnie, nie będzie się gówniara bawiła z nami w kotka i myszkę.
Kochanie, ale może jej ktoś coś zrobić.
Nie mamy na to wpływu, skoro nic do niej nie dociera, niech ją obcy ludzie nauczą rozumu. Zjedzmy w końcu obiad kochanie, dodał, po całym dniu należy nam się.
Zadzwonił telefon. Marcin odebrał. Po drugiej stronie był Maciek.
Jest Wioletka, zapytał?
Nie, nie ma, a my siadamy do obiadu.
Fabiana też nie ma, wygląda na to, że coś nam zmalują.
Na to wygląda, odparł Marcin, ale nie myślę dzisiaj za nią ganiać.
Masz rację, rzekł Maciek, ja też nie zamierzam.
Zatem do jutra, czas na odpoczynek.
Róża patrzyła na męża i nie dowierzała, jak się zmienił.
Tracimy córką, powiedziała znad talerza.
Nie przejmuj się, odparł, jedz spokojnie, bo stracisz siły.
Jutro będziemy się martwić.
Dodaj komentarz